sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział VII.

* MELANIE*
 
    Wieczór zapowiadał się miło. Poszliśmy do jakiejś naprawdę sympatycznie wyglądającej restauracji. Po zerknięciu w menu uznałam, że nie była to tania knajpka. Każdy zamówił po pojedynczej porcji, natomiast Niall nie mógł się oprzeć smakołykom serwowanym w lokalu. Jego zamówienie spokojnie starczyłoby dla conajmniej dwóch osób. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Śmiejcie się, śmiejcie - mruknął podirytowany Niall, ale całus w policzek załatwił sprawdę.
- Melanie, bo będę zazdrosny! - Harry udawał obrażonego.
- A bądź zazdrosny! Chodźmy Niall, tutaj nie dadzą nam się nacieszyć sobą - odparłam. Z trudem powstrzymywałam śmiech.
Pociągnęłam blondynka do ogrodu, a tam usiedliśmy na ławce, oglądając gwiazdy.
- Widać, że jesteś z nim szczęśliwa, prawda? - chłopak szturchnął mnie w ramię, uśmiechając się zadziornie.
- Jestem, nawet bardzo. A jak to jest u ciebie? Masz kogoś?
Zrobił się czerwony. Podniosłam brwi, uśmiechając się.
- Czyli ktoś jest! - krzyknęłam uradowana.
- Cicho! Ciii! - uciszył mnie natychmiast. - Nie chcę, żeby ktoś wiedział.
- Nawet twoi przyjaciele? - zdziwiłam się.
Zawsze miałam ich za zgraną paczkę, która mówi sobie o wszystkich, nawet o największych sekretach. Zdawało mi się, że się jak bracia.
- Nie chcę zapeszać. Poza tym nie mam pewności, że ona coś do mnie czuje... - westchnął, patrząc na trawę.
- Kto to taki? Niall, jesteśmy przyjaciółmi, mi możesz powiedzieć - objęłam go ramieniem.
- Poznałem ją kilka miesięcy temu. Ma na imię Jennifer. Jest młodsza, ma 16 lat.
- Przejmujesz się wiekiem?!
- Trochę, ale nie uważasz, że chłopaki nie zaakceptowaliby tego związku? Liczę się z ich zdaniem, ale ona jest wyjątkowa.
- Przestań, Niall! Na pewno tak nie będzie - jesteście przyjaciółmi. Poza tym, nie mogą ci zabronić spotykać się z kim chcesz.
- Na pewno?
- Jestem tego pewna w stu procentach - uśmiechnęłam się do niego.
- Melanie, dziękuję ci bardzo - przytuliliśmy się do siebie.
Czułam, że z Niallem mamy wiele wspólnego, że moglibyśmy być naprawdę bliskimi przyjaciółmi...
- Dobra, wracajmy. Pewnie już się o nas martwią - wstałam z ławeczki i poprawiłam sukienkę.
- Ja tu posiedzę. Postaram się zadzwonić do Jennifer.
- Dobrze - cmoknęłam go w policzek i wróciłam na salę.
Skierowałam się do naszego stolika, przy którym zastałam Louiego i Zayna, którzy uważnie przyglądali się ładnym dziewczynom.
- Louis! Pamiętaj, że masz Eleanor! - zaczęłam udawać zbyt opiekuńczą matkę.
- Szukamy dziewczyny dla Zayna, mamo! - bronił się Tomlinson.
Zaśmialiśmy się.
- Gdzie reszta? - rozejrzałam się po sali, ale nigdzie nie widziałam ani Harrego, ani Holly z Paulem.
- Nasza parka menadżerów gdzieś się razem ulotniła. A Harrego ostatnio wiedzieliśmy przy barze - poinformował mnie Malik.
- Chyba, że tak. Pójdę poszukać Hazzy - rzuciłam im i poszłam na poszukiwania.
Wyszłam przed restaurację, ale nie było go tam. W łazience również (spytałam o to kelnera, by sprawdził). Zrezygnowana wróciłam na dwór. Stały tam stoliki i jedna huśtawka w altance. Usiadłam przy jednym ze stolików i próbowałam dodzwonić się do swojego chłopaka. W pewnym momencie usłyszałam ciche pojękiwania i sapania. Zorientowałam się, że dźwięki te dochodzą z altanki. Widok, który tam zastałam, zranił mnie. Wyjrzałam dyskretnie do środka i zobaczyłam tam Harrego, zabawiającego się z jakąś laską. Całowali się namiętnie i obmacywali. Miałam ochotę wejść tam i zrobić awanturę, ale nie mogłam. Nie miałam siły. Cały widok zasłoniły mi łzy. Pobiegłam do sali, chwyciłam torebkę i wybiegłam z restauracji. Niall próbował mnie zatrzymać, ale wyrwałam mu się.
- Spytaj Harrego, o co chodzi! Jest w altance! - wydusiłam przez łzy.
Wzięłam samochód Holly, nie było czasu na czekanie na taksówkę. Postanowiłam, że wracam do domu. Cała ta kariera mnie przerosła. Ledwo skończyła się ta sprawa z Kate, a Harry dołożył jeszcze swoje pięć groszy. Nie miałam siły na takie życie. Podczas drogi wykonałam telefon na lotnisko i zarezerwowałam bilet do Londynu. Wiedziałam, że w Wielkiej Brytanii będą mnie najpierw szukać, ale nie miałam gdzie się udać. Na moje szczęście najbliższy lot był zaplanowany na 11 w nocy. Miałam jeszcze półtorej godziny, więc przycisnęłam gaz i pojechałam na lotnisko. Ale najpierw z hotelu zabrałam wszystkie moje ubrania.
Po całym zamieszaniu z zaparkowaniem samochodu, odprawą itd., zajęłam swoje miejsce w samolocie. Pilot poinformował nas, że przed nami 11 godzin lotu. Stewardessy prosiły o zapięcie pasów i wyłączenie przedmiotów elektronicznych. Z telefonu wyjęłam kartę sim i wyłączyłam go. Nie chciałam, by ktoś znał moje położenie. Zasnęłam. Obudziła mnie ciemnowłosa stewardessa, która proponowała mi śniadanie. Poprosiłam tylko o filiżankę kawy. Okazało się, że przespałam prawie całą drogę. Po wypiciu napoju zaczęłam zbierać moje rzeczy do torebki. Właśnie lądowaliśmy. Kiedy opuściłam pokład samolotu i odebrałam mój bagaż, poczułam, że burczy mi w brzuchu. Weszłam do lotniskowego baru i zamówiłam hamburgera. Miałam zakaz jedzenia fast foodów. Zresztą, nigdy za nimi nie przepadałam. Z trudem przełykałam posiłek, nie smakowało mi. Kiedy uciszyłam mój żołądek zamówiłam taksówkę. Nareszcie byłam w Londynie i od domu dzieliło mnie 20 km. Po godzinie (były korki) stanęłam przed wejściem do mojego rodzinnego domu. Z wielką walizką weszłam na podwórko. Przypomniały mi się wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Zabawy z koleżankami, Harriet, rodzicami... Pierwszy pocałunek z Joshem - największym przystojniakiem w szkole... Zadzwoniłam do drzwi, otworzyła mi mama.
- Melanie? - spytała zdzwiona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko. - Co ty tu robisz? Dziecko, czemu nie zadzwoniłaś? - chwyciła mnie za ręce.
- Mamo, to koniec... - nie powstrzymałam łez i rzuciłem jej się w szyję...

*HARRY*

- Jesteś nieodpowiedzialny! Jak mogłeś się tak upić?! - Paul krzyczał na mnie, ale mało kontaktowałem. Byłem tak pijany, że nie wiedziałem nawet, gdzie jestem. Gdy zadawał mi jakieś pytania, bełkotałem coś pod nosem i zaraz głowa opadała mi do tyłu.
- Chłopaki, weźcie go do domu. Ja i Holly będziemy szukać Melanie. W domu ma być spokój, jasne, Styles?! - pogroził mi palcem.
- Tak, tak. Pauly - oczy same mi się zamykały, ale podszedłem do niego i poklepałem po plecach. - Holly to niezła dziunia. Dobry wybór, chłopie!
- Hazza, przestań! - Louis walnął mnie w głowę i zaprowadził do samochodu. - Idioto, jak ty mogłeś się tak upić?
- Też cię kocham, Melanie - szepnąłem i chciałem pocałować mojego przyjaciela w usta, myśląc, że to moja dziewczyna. Zostałem przez niego brutalnie odepchnięty.
- Zayn, jedź. Ten pijak mnie obmacuje! - usłyszałem warknięcie Tomlinsona i pisk opon. Potem zasnąłem.
Obudziłem się w swoim łóżku z wieelkim kacem. Chciało mi się pić. Jak szalony zbiegłem do kuchni i wypiłem pół litra wody. Zgromadzone tam towarzystwo patrzyło na mnie wściekłym wzrokiem.
- Co jest? - spytałem, gdy zorientowałem się, że mają ochotę mnie rozszarpać.
- Nie pamięta - rzekł Niall do reszty.
- Ale co mam pamiętać? - byłem coraz bardziej zdezorientowany całą sytuacją.
Niall z Liamem opowiedzieli mi ze szczegółami, co się wczoraj działo. Nie pamiętałem nic, ale miałem ochotę się zabić za moje zachowanie. Uznałem, że źle działałem na Melanie. Zbyt dużo przeze mnie wycierpiała. Stanowczo za dużo. Załamany opadłem na krzesło i schowałem twarz w dłoniach. Louis przytulił mnie, jakbym był przytulanką.
- Czekamy na telefon od Holly - oznajmił mi Paul, który trzymał w ręku swoją komórkę.
- To moja wina! To przeze mnie! - szeptałem, policzkując się mentalnie.
- Nie przeczę - dobił mnie Zayn.
- Nic nie wiemy? Na serio nic? - spojrzałem błagalnie na menadżera, który pokręcił przecząco głową.
- Tylko tyle, że uciekła z restauracji przed dziesiątą późnym wieczorem.
Po jego słowach w kuchni rozległ się dzwonek telefonu. To Holly!, krzyknąłem w myślach i popędziłem go, by odebrał.
- Halo? - przyłożył urządzenie do ucha i zaczął słuchać.
Na jego twarzy pojawiało się wiele emocji - rozczarowanie, strach, wściekłość... Rozmawiał jakieś 10 minut, podczas gdy ja chodziłem w tą i z powrotem. W końcu się rozłączył i trzymał nas w niepewności.
- Dowiedzieli się, że gdzieś wyleciała. Najprawdopodobniej do domu - poinformował nas.
Poczułem lekką ulgę. Przynajmniej wiedziałem, że żyje, że nic sobie nie zrobiła.
- Wracamy do Anglii - rzuciłem i wstałem w szyku bojowym.
- Macie dzisiaj kilka wywiadów. Jutro lekcję śpiewu. Powrót macie zaplanowany za kilka dni. Nie możemy nic zrobić - odparł smutno Paul.
- Nie obchodzi mnie to. Ja wracam, nie zostawię tego tak. Będę walczył - powiedziałem stanowczo, walnąłem pięścią w stół i poszedłem do swojego pokoju.
Wyciągnąłem walizkę z szafy i zacząłem się pakować. Ubrania, kosmetyki, podręczne rzeczy... Po godzinie wszystko znalazło się w walizce. Poszedłem na dół, aby poprosić Paula o przebukowanie biletów na jutro. Nikogo nie było. Udałem się do pokoju Lou i zobaczyłem, że on też się pakuje. Okazało się, że wszyscy się pakują. Że wracamy następnego dnia.
- Harry, to jest wspaniała dziewczyna - porzucił stertę bluzek i popatrzył na mnie.
- Wiem - odparłem.
- WALCZ O NIĄ! - krzyknął na mnie i walnął w brzuch.
Przytaknąłem, łapiąc się za brzuch. Pokazałem kciuk do góry i próbowałem się uśmiechnąć. Wycofałem się.  Resztę dnia spędziliśmy na przygotowaniach do powrotu. Wywiady i lekcja śpiewu zostały odwołane. W Londynie mieliśmy wszystko załatwić: do gali został niecały miesiąc, ale byliśmy prawie gotowi. Spać nie mogłem, myślałem o tym, co powiem Melanie, by ją przeprosić. Wiedziałem, że to zadanie nie będzie należało do najłatwiejszych, ale nie powinienem dostawać nagrody za moje karygodne zachowanie...

* * * *
dzięki, dzięki, dziękii! jesteście niesamowici! ponad tysiąc wejść,5 komentarzy do rozdziały i 3 pozytywne reakcje! miło mi, że jesteście ze mną! :) jeszcze dziś następny rozdział. podoba wam się? mam nadzieję, że tak! komentujcie, dawajcie reakcje. do następnego ;D

1 komentarz:

  1. Biedna Melanie ;( Piszesz świetnego bloga! Czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń